Cmentarz Parafii św. app. Piotra i Pawła w Grodzisku

Diecezja: Włocławska

Województwo: Łódzkie

Regulamin cmentarza Wszystkie groby Nekrologi Rocznice śmierci

Wybierz typ karty dysponenta do pobrania

Wyszukaj grób

Informacje o cmentarzu

Cmentarz: 1,45 ha, odległość od kościoła 0,7 km.

Na cmentarzu spoczywają: ks. Teodor Lesiewicz (1798-1862), ks, Franciszek Tański (1866-1919), ks. Stanisław Pawlak (1926-1994). 

Opis cmentarza według poetki Marii Konopnickiej, która zamieszkiwała na terenie parafii Grodzisko w Gusinie:

Nie widziałem milszego zakątka, jak był mały wiejski cmentarz w Grodzisku. Nizki wał z kamieni z trzech stron go tylko grodził, ale z czwartej za to grunt był wzniesiony dość znacznie, a pod nim, jak okiem zajrzeć, ciągnęły się mokre łąki, wiły strugi i czerniły kępy olszowe. Od niższej, piaszczystej strony kopano zwykle chłopskie doły, iż robota była tam lżejszą; i co się zresztą ma chłop skrabać gdzieś na górę. Tuś żył, tu leż i basta. Murowane znów groby, a było ich kilka, stały na stromym skraju cmentarza i świeciły z góry wapnem lub cegłą czerwoną.
Z brzegu, u wejścia, kilka drobnych, ledwo ociosanych i krzywo zatkniętych krzyżyków sterczało z piaszczystych, rozsypujących się wzgórków. Dalej, na górze, stały krzyże co się nazywa, zielone, niebieskie, żółte, z daszkami, z włóczniami, był nawet taki, co miał kurka blaszanego na wierzchu. W połowie wysokości była na nich zwykle przybita okrągła, wapnem pobielona tablica, na której stał napis. Napisy były różne. Czasem wprost: D. O. M. Tomasz Balcer, albo Maciej Kmiecik, albo Walenty Kałużny; czasem wszakże bywały tam i inne jeszcze rzeczy.
Był wtedy we wsi organista Sroczyński, wielce uczony, który ze dworu książki pożyczał i pisywał wiersze. Ten co przedniejszym gospodarzom sam napisy na tablicy układał, albo może i z książek je formował. Trudno wiedzieć. On to dla Trusika, karczmarza, taki wyszykował napis:

Moi kochani dobranoc.
Dobrze jest cóż boska moc
Czyni z nami. Dziękuję wam za waszą wierność.
Jezus woła mnie na wieczność.
Bądź i z wami.

Była to bardzo piękna tablica, a dobroduszność tego napisu zawsze mnie rozrzewniała głęboko. Ale prawdziwym tryumfem Sroczyńskiego był krzyż ogólny cmentarny, w pośrodku mogił stojący, wedle jego dyspozycyi zrobiony. Krzyż ten był cały czerwony, trzy białe gałki miał u szczytów, a poniżej przybitych stóp Chrystusa wielką trupią głowę na dwóch piszczelach, jakby z mamuta wyjętych, opartą, pod nią zaś tablica z takim napisem:

I nierychło, nierychło godziny spływają,
Ach, leniwe kwadranse rokiem się stają,
Żelazne czasy moje i chwilowe wieki,
Przez które z łez nie oschną powieki.
Nieszczęśliwe kwadranse, przeklęte minuty,
Nie jeden z was przeminie i styczeń i luty.
I miesięczne promienie zagasną i słońca,
A nigdy się wieczność nie doczeka końca.

Podobno Sroczyński kupił sobie w tym czasie srebrny zegarek i to go zapewne natchnęło owemi aluzyami do kwadransów i minut.
Cmentarz w Grodzisku był zwykle bardzo ożywiony; to krowina jaka połakomiła się na nędzny chwast, jaki tam wyrastał, to szkapa spętana wlazła i wyleźć nie chciała, to kury grzebały się w piasku...
Ale najwięcej ruchu sprawiały chłopaki, wdrapujące się pod górę od łąki po fujarki wiosną.
Co która wierzba wypuściła rózgę, chlast!... już jej niema. A pod drzewem leży wykręcony biel, czasem mokry jeszcze od miazgi, i trzpień zepsuty, i moc naszarpanych liści, a na całem tem bojowisku siedzi Antek od kowala; bose nogi zwieszają mu się z górki, muchy łażą mu po twarzy, włosy na oczy spadły, a on gra a gra, aż echo od kęp olszowych idzie, a tu mu skowronek podrzeźnia, w ton wpada, przebija zawodzenie fujarki i ginie w jasności słonecznej.
Taką to kapelę miały groby na onym cmentarzu.
A mieszał się do niej często i klekot bocianów, brodzących po łące.
Kiedym tam była po raz ostatni, zbierały się właśnie ku odlotowi. Pod wieczór się już miało i słońce gasło, kiedy zaczęły się zlatywać na łąkę. Z czterech stron świata leciały, a co który przyleciał, to wszczynał się klekot taki, że aż w uszach lgło. Stado zebrało się wreszcie, chwytając naprędce żer w łąkach przygodny i jakby czekając na hasło. Aż gdy zorze przedzachodnie stanęły nad lasem, zerwały się bociany z ogromnym klekotem i biciem skrzydeł ciężkich, i popłynęły w tę różaność złotą długim, długim sznurem. A każdy na piórach miał plamkę czarną, niby grudkę czarnej ziemi, zabraną z tych pól, kędy się ich gniazda zostały...

 

Galeria